Część V

Zakład to przede wszystkim jego pracownicy. Aby stworzyć z nich zgraną załogę potrzeba często niejednej akcji integracyjnej. O tym, jak w dawnych czasach integrowali się pracownicy zakładu Weber opowiadają: Zdzisława Kusowska, Józef Arendt, Tadeusz Kaczmarek i Ryszard Rejmanowski.

Zabawowo, czyli barbórkowe „karczmy”

Tadeusz Kaczmarek (TK):

Corocznie braliśmy udział w największym święcie górniczym, barbórce. Z tej okazji odbywały się tzw. karczmy.

Zdzisława Kusowska (ZK):

To dlatego, że funkcjonowaliśmy jako zakład górniczy. Należeliśmy do Gdańskich Zakładów Eksploatacji Kruszyw i Surowców Mineralnych „KRUSZGEO” zajmujących się eksploatacją surowców mineralnych. A naszym surowcem są iły – glina o właściwościach pęczniejących.

TK: No i przecież przy naszym zakładzie od lat funkcjonuje kopalnia gliny, której tereny na bieżąco rekultywujemy.

ZK: Więc w pełni zasłużenie obchodziliśmy święto górników, a właściwie to panowie obchodzili…

TK: Ja nawet dostałem honorowy tytuł technika górnika! Dyplom mam do dzisiaj. Mogę też nosić galowy garnitur górniczy.

Józef Arendt (JA):

Taka „karczma” piwna polegała na tym, że mężczyźni siadali wspólnie i opowiadali sobie różne historie, najczęściej o swojej pracy.

TK: Udział w karczmie piwnej był prestiżowym wyróżnieniem dla pracownika.

JA: Były też zawody w piciu piwa z kufla 5-litrowego. I nie można było od razu do toalety iść – co najmniej dwie godziny trzeba było siedzieć i się bawić… Niejeden miał problem w drodze powrotnej!

ZK: Były śpiewy! Ja taki oryginalny śpiewnik mam do dzisiaj na pamiątkę. W ogóle często śpiewaliśmy – na naszych spotkaniach integracyjnych i zakładowych.

JA: Na tę barbórkę to się czekało!

Wakacyjnie, czyli rodzinne wczasy

TK: Ale nasza integracja to nie były tylko święta zakładowe, ale także po prostu wakacje, które spędzaliśmy razem.

JA: Mieliśmy też swój zakładowy ośrodek wypoczynkowy w Gołubiu Kaszubskim. W tym ośrodku dużo dzieci naszych się poczęło. (śmiech)

ZK: Było tam pięknie, spędzaliśmy wakacje z całymi rodzinami…

JA: Jak tam przyjeżdżaliśmy, to przecież my sami organizowaliśmy imprezy dla wczasowiczów! Trzeba było przecież rozbawić i rozruszać sportowo towarzystwo. Nie było tylko siedzenia przy grillu.

TK: To były też takie czasy, że posiadając dzieci opłacało się wyjechać na wczasy…, bo było taniej niż siedzieć w domu.

JA: Wszystko było na kartki i jak się jechało na wczasy, gdzie było pełne wyżywienie, to się  z tymi niewykorzystanymi kartkami wracało i miało się jeszcze więcej niż normalnie.

TK: Dlatego zimą jechało się w góry, a na lato do Gołubia.

Kulturalnie, czyli osinobusem do teatru

TK: Mieliśmy autobus – osinobus. To taka „buda” na „Starze” była – z zabudowaną kabiną pasażerską w miejsce skrzyni ładunkowej.

Ryszard Rejmanowski (RR):

Na rynku brakowało podobnych pojazdów, więc takich osinobusów zaczęło przybywać. I my taki mieliśmy.

ZK: Pamiętacie, jak jeździliśmy na wyjazdy kulturalne? Do kina, teatru, opery, do Gdyni i do Gdańska. Parkowaliśmy tę naszą osobową „budę” na teatralnym parkingu wśród ówczesnych eleganckich „ogórków”. Powroty to już była prawdziwa integracja – wielkie Polaków rozmowy, oczywiście o sztuce!

JA: Były też wyjazdy na grzyby, na baseny, wycieczki kanałem elbląskim.

ZK: I takim osinobusem jechaliśmy zarówno do teatru, jak i do pracy.

Miejsko, czyli festyny w Gniewie

RR: Kiedyś bardzo hucznie obchodzono święto 1 maja. W Gniewie jeszcze wtedy był, dzisiaj zaniedbany park. W tym parku zawsze odbywały się imprezy dla całych rodzin.

JA: Było też dużo imprez dla miasta. Organizowaliśmy je wspólnie – my, jako zakład, oraz władze miasta.

ZK: Te imprezy były bardzo popularne wśród mieszkańców, świetna zabawa: pieczone kiełbaski, orkiestra i tańce na betonowym kręgu, który zachował się do dzisiaj.

TK: A co było głównym zadaniem podczas takiej imprezy?

JA: Wygrać papier toaletowy w „kole szczęścia”!

ZK: Kiedyś te integracje może były biedniejsze, skromniejsze i może trochę szare, ale jakże spontaniczne, radosne i skromniejsze, ale jakie rodzinne…

Zobacz również:

„Na sportowo”

Piłka nożna, zawody w wieloboju dla działów, ale też i dla kierowników, i dyrektorów – organizowaliśmy mnóstwo…

„Po pracy – na ryby, a czasem i na grzyby”

Ja nigdy nie zapomnę jak na zawodach w Małej Karczmie odwiedził nas szwedzki dyrektor produkcji. W rozmowie z moim kolegą obiecał, że…

„Przyjezdni”

Najwięcej osób przyjechało w 77 r., bo wtedy był nabór kadry do naszego Zakładu Produkcji Keramzytu (red. pierwsza nazwa obecnego Zakładu Produkcji Kruszyw).